Pamiętacie raport o stanie klimatu, w którym ONZ wezwał do osiągnięcia zerowej emisji śladu węglowego? Tak, ten, w którym była mowa o katastrofie klimatycznej, mającej nastąpić w okolicach roku 2050. Kilka wielkich, światowych koncernów przejęło się nim najpoważniej, w tym Microsoft. Jakie cele wyznaczył sobie software’owy gigant i jak mu idzie ich realizacja?
Elizabeth Wilmott – miejska legenda
Pierwszym krokiem było wyznaczenie pionu odpowiedzialnego za realizację długofalowej strategii klimatycznej. Zespołem ds. zarządzania emisjami pokierowała Elizabeth Willmott, obecna w firmie od 2016 r. Wcześniej przez dekadę pracowała nad zrównoważonym rozwojem miast, a także w organizacjach non-profit. Na rozmowę kwalifikacyjną mogłaby przynieść duży segregator z wieloma ciekawymi i wielokrotnie cytowanymi raportami swojego autorstwa. Wśród dokumentów, które stworzyła, chyba najgłośniejszym echem odbiło się kompendium „The Urban Clean Energy Revolution”, przedstawiające szczegółowe rozwiązania dla klimatu miejskiego na całym świecie. Słowo „carbon” pojawiło się tam 187 razy. Na co dzień Elizabeth uwielbia psy, prace w ogrodzie, pływanie wpław na otwartych akwenach i… Excela.
Jedno sformułowanie, które można było znaleźć w raporcie ONZ, wyryło się w pamięci Wilmott na lata. Jego autorzy ostrzegali: aby osiągnąć konieczną, zerową emisję netto do 2050 r., z atmosfery muszą zostać wyeliminowane miliardy ton dwutlenku węgla. Elizabeth ustaliła, że Microsoft jest w stanie usunąć cały ślad węglowy, jaki wyemitował od momentu założenia firmy, czyli od 1975 roku. Te ambicje na początku 2020 r. przybrały postać oficjalnej deklaracji: według słów Wilmott, w 2030 r. Microsoft będzie „węglowo negatywny”.
Plany Microsoftu – oś czasu
Microsoft określił swoje cele cząstkowe:
– do 2025 r. zamierza zredukować emisje z bezpośredniej działalności praktycznie do zera poprzez zwiększenie efektywności energetycznej i wykorzystanie 100% energii odnawialnej;
– do 2030 r. ma zmniejszyć o co najmniej 50% swoje bezpośrednie emisje oraz emisje pochodzące z łańcucha dostaw;
– również do 2030 r. firma być „węglowo ujemna”.
Uważaj, komu podajesz rękę
Żeby nie było tak słodko, napomknijmy o działaniach Microsoftu, które są przez ekologów krytykowane. A takich można naliczyć kilka.
Pierwsze to działalność w stowarzyszeniach handlowych, które lobbują przeciwko ustawodawstwu klimatycznemu. Krytycy wypominają też kontrakty z koncernami naftowymi i gazowymi. Firma dostarcza innowacyjne rozwiązania w przemyśle związanym z poszukiwaniem i wydobywaniem ww. surowców, współpracując z Shellem i Halliburtonem. Pytanie, czy „konszachty” z tym rynkiem wciąż są „pocałunkiem śmierci”. W końcu wśród naftowo-gazowych gigantów zaobserwować można wyraźny trend związany z deklaracjami w zakresie ograniczania emisji oraz rozwoju odnawialnych źródeł energii. Dołączenie całej reszty koncernów do chlubnych działań ExxonMobil i Occidental Petroleum, nakierowanych na eliminację dwutlenku węgla, wydaje się być kwestią czasu.
Ponadto, Microsoft regularnie wspiera dotacjami amerykańskich kongresmenów i nie zawsze otrzymują je ci, którzy pro-klimatycznym zmianom sprzyjają. Można przewidywać, że koncern wstrzyma na jakiś czas przelewy, tak jak to zrobił już w 2019 roku. Wtedy pracownicy firmy wymusili na niej utworzenie nowych ciał doradczych zw. z dotacjami oraz większą transparentność – tak, aby kierunki wsparcia były spójne z priorytetami w kwestii równości, czy zmian klimatu.
Zutylizować CO2, ale jak?
Microsoft jest neutralny emisyjnie od prawie dekady, m.in. dzięki kupowaniu zielonej energii, instalowaniu w biurach paneli fotowoltaicznych, czy też elektryfikacji floty. Co istotne, Microsoft zdecydował się wyłożyć miliard dolarów na wsparcie technologii, mających ograniczać, wychwytywać i usuwać CO2 z atmosfery. Część pieniędzy jest przeznaczona na finansowanie technologii szwajcarskiej firmy Climeworks. Technologia już działa na Islandii i polega na pobieraniu dwutlenku węgla z powietrza, a następnie iniekcji do ziemi, gdzie przeistacza się w minerał. Ilość CO2 do usunięcia odpowiada około 11% rocznego śladu węglowego, wytworzonego przez łańcuch dostaw Microsoftu. Firma certyfikuje i zgłosi jako oficjalną rekompensatę za swoje emisje niecałą połowę z tego. Jest to jak dotąd największe korporacyjne zamówienie na usuwanie dwutlenku węgla.
Łańcuch dostaw – przegląd ogniw
Niezależnie, software’owy gigant regularnie usuwa dwutlenek węgla poprzez szereg inicjatyw kompensacyjnych, od lat praktykowanych przez firmy z całego świata. Mowa tutaj chociażby o finansowaniu zalesiania – Microsoft sadzi drzewa w USA, ale też w Peru i Nikaragui, regeneruje również glebę w rodzimych gospodarstwach rolnych. Kupuje zieloną energię, a także wywiera presję na ponad 58 tysięcy firm ze swojego łańcucha dostaw – to one tworzą większość emisji korporacji. Od ubiegłego roku firmy muszą precyzyjnie spowiadać się z emisji CO2 oraz… uiszczać podwyższoną, wewnętrzną opłatę węglową, ustaloną aktualnie na 15 dolarów za tonę metryczną.
Nikt nie mówił, że będzie łatwo
Droga do osiągnięcia ambitnych celów klimatycznych nie jest usłana różami. Poleganie na lasach i glebie w celu wychwytywania nieskończonych ilości węgla jest coraz trudniejsze w obliczu nasilających się susz, pożarów, a także komplikacji zw. z własnością gruntów. Nie pomagają też inwazje szkodników takich jak korniki, które przebiegle wykorzystują niezdolność wysuszonych drzew do naturalnej obrony.
Sama Elizabeth Wilcott przyznaje, że tempo usuwania CO2 z atmosfery musi wejść na dużo wyższy poziom, żeby założone cele mogły być zrealizowane zgodnie z planem. Na całym świecie działa 19 zakładów bezpośredniego wychwytywania powietrza (DAC), które wychwytują nieco ponad 100 000 ton metrycznych dwutlenku węgla każdego roku. Międzynarodowa Agencja Energii oszacowała, że osiągnięcie „zera netto” do 2050 r. wymagałoby od świata zwiększenia skali DAC, aby przechwycić ponad 85 mln ton rocznie do 2030 r. i około 980 mln ton rocznie do 2050 r. Sam Microsoft oszacował, że do 2030 r. będzie musiał usunąć od 5 do 6 mln ton węgla. Oznacza to, że technologia będzie musiała zostać znacznie rozbudowana, aby sprostać wymaganiom Microsoftu.
Poza wszystkim, sam przemysł usuwania śladu węglowego wymaga większej regulacji w celu ustalenia rygorystycznych standardów jakości, jak twierdzi Elizabeth Wilcott, odpowiedzialna za zarządzenie emisjami firmy. Jej zdaniem, kwestią czasu jest też poruszenie trudnego tematu odpowiedzialności i sprawiedliwości klimatycznej. Być może ustalenie odpowiedzialności wstecznej za emisję pozwoli wymusić na największych producentach CO2 udział finansowy w usuwaniu z atmosfery śladu węglowego.
Utopia, czy katalizowanie zmian?
Zobowiązania klimatyczne są godne pochwały, ale ich spełnienie wymagało będzie wspólnych działań. Za Microsoftem powinna pójść cała rzesza firm. Słusznym krokiem wydaje się presja na blisko 60 tysięcy „ogniw”, czyli podmiotów, dla których Microsoft jest nabywcą. I jeżeli korporacje, budujące swoje eko strategie miałyby wynieść z działań software’owego giganta jakąś lekcję, to właśnie mogłoby to być wykorzystywanie swojej mocy nabywczej do wpływania na postawy pro klimatyczne.
Ambicje Microsoftu, a także aktualny stan związany w ogóle z możliwością zejścia z emisją „poniżej zera” komentuje zespół technologiczno-badawczy z Centrum Globalnej Polityki Energetycznej na Uniwersytecie Columbia. Zwraca uwagę na trzy „błędy” w obecnym systemie: niespójną definicje węglowego „zera netto”, wciąż słabe możliwości pomiaru oraz rozliczania emisji dwutlenku węgla oraz niedojrzały rynek kompensacji i usuwania CO2. To te przeszkody należy przezwyciężyć, jeśli w 2050 roku mamy być zeroemisyjni.
Pod komentarzem podpisała się również… sama pracowniczka Microsoftu, Elizabeth Wilmott.
Marcin Kapuściński, Transition Technologies MS